Trzeba było odesłać parę rzeczy do Amazona. Kiedyś wystarczyło wydrukować etykietki, trochę polepić klejem od córki, zawieźć na pocztę i już. Coś nas podkusiło żeby kliknąć nowoczesną opcję QR kod. Że niby zeskanują i jeszcze szybciej już.
Przyjeżdżam na pocztę z tymi kodami w komórce. Kolejka jak to przed świętami, a wszyscy się pilnie spieszą. W końcu staję przed mistrzem pocztowym. A tu nagle Amazon zrobił się jakiś nieufny, bo stąd się jeszcze nie logowałem i dalej przysyłać mi jakiś kod weryfikacyjny. Rąbnąłem się w pośpiechu. To następny. Dama za mną zaczęła już dziwnie chrumkać, ale mistrz w końcu zeskanował i daje mi dwa zwitki jak z supermarketu, że niby mam przykleić. A ma pan może klej? Klej?? My tu mamy tylko pocztę, proszę pana.
Jadę do domu myśląc, co to za postęp, 2 razy na pocztę. Ale na rondzie przypomniało mi się, że miałem przecież kupić córce klej. No to do sklepu, zainwestowałem w dwa rodzaje kleju i taśmę klejącą. Jak dobrze że mam scyzoryk w schowku. Hmm, ale który zwitek jest na którą paczkę? A może rosyjska ruletka? No nie, staramy się dzisiaj bardziej. Ha, ten kod na zwitku wygląda jak kawałek URLa w mailu! Przykleiłem i okleiłem po bokach taśmą, że hej. W kluczowym momencie samochód postanowił zgasić mi światło, bo nudno mu się zrobiło. Udało mi się nie zaciąć i nie zakleić kodu paskowego. Idę na pocztę z triumfalną miną, postmistrz patrzy na mnie z odrobiną uznania, wysłałem, uff...
Ach, ten zawrotny postęp!